środa, 25 grudnia 2013

O tym, jak P90X zmieniło moje życie...

Kończył się rok 2012 i kończyłam się ja. Nieszczęśliwa po zakończeniu intensywnej relacji, pusta emocjonalnie i pełna fizyczne. Tak, byłam gruba. Każdy stres sprawiał, że chciałam go uśmiercić cukrem. Batonik, czekolada, ciastko i moje ukochane herbatniczki z tesco - każde z nich było zastrzykiem uśmierzającym mój wewnętrzny ból. Rosłam, zmieniałam raz po praz kolejne ubrania i przeglądałam się w lustrze stwierdzając, że nie jest źle. Zdawało mi się, że wyglądam całkiem dobrze, całkiem apetycznie.
Byłam wielka, ale ja nie dostrzegałam problemu. Nie dostrzegałam do czasu...
Zeszłoroczna wigilia i świąteczne zdjęcia były dla mnie jak kubeł zimnej wody w środku zimy. Przeglądając je dostrzegłam ogromne nieszczęśliwe babsko. Okrągła twarz, smutne oczy i nie pasujące do rysów twarzy kształty ciała. Ta dziewczyna na zdjęciu to nie mogłam być ja! Przecież ja taka nie jestem, przecież wyglądam całkiem dobrze, całkiem apetycznie. Jakże ja się myliłam. 
Wiedziałam, ze muszę coś zrobić i to szybko, by znowu poczuć się dobrze, zyskać pewność siebie, odnaleźć radość i codzienny uśmiech. Ewa Chodakowska - to były pierwsze słowa, które wtedy przeszły mi przez myśl. Wiedziałam, że jej osoba i jej treningi były przebojem w środowisku fitness. Odpaliłam google'a i zaczęłam przeglądać. Setki pozytywnych opinii, dziesiątki radosnych kobiet, które odzyskały drugie życie. Musiałam spróbować. 
Skalpel, killer, turbo - przeszłam je wszystkie, ale efekty były zbyt wolne. Zbyt, bo jak dla mnie nie napędzały każdej partii mojego ciała. Były monotonne, a do monotonii moje ciało przyzwyczajało się jak urzędnik do swojej 8h tygodniowej pracy. Kilkuletni sportowy zastój sprawił, że nie miałam mięśni. Wiedziałam, że aby lepiej spalać muszę je "wyhodować" i żaden skalpel, żaden killer i żadne turbo mi w tym nie pomogą. Czułam, że muszę znaleźć coś innego, że potrzebuję większego kopa, który wyprowadzi mnie na wyżyny. 
Na P90X natrafiłam przypadkiem. Przejrzałam kilkanaście filmików na youtube i już wiedziałam, że to będzie mój kolejny krok w świecie fitness. Tony po prostu mnie zauroczył.
Program P90X i 90 dni później byłam lżejsza o 12 kg. Miałam mięśnie! Miałam talię, nogi nabrały kształtów, a moja twarz przestała być okrągłym pączkiem. Czułam, że rozpiera mnie radość. I już wtedy wiedziałam, że na tym nie poprzestanę. Dzięki Tony'emu w codzienne ćwiczenia wkręciłam się łatwo i przyjemnie, niczym śrubka w ikea'owskie meble. Byłam szczęśliwa!
Insanity to był mój kolejny krok na drodze programów BeachBody. To Shaun T poprawił moją wydolność, rozkochał bardziej w fitnessie i pomógł mi pozbyć się kolejnych 7 kg. Uwielbiam każdą minutę intensywnego cardo, wzmożony oddech, cieknący po plecach pot. Po skończonej robocie wiem, że zrobiłam coś dobrego dla swojego ciała. Z każdym kolejnym tygodniem widzę też, że łatwiej pokonuję kolejne interwały. Niesamowicie zajebiste uczucie!
Teraz nadszedł czas na powrót do Tony'ego i P90X3. Wczoraj miałam możliwość rozkoszowania się pierwszym 30 minutowym treningiem i jestem zachwycona! Już wiem, że kolejne 90 dni 2014 roku to z nim będę rzeźbić swoje ciało, bo chcę więcej! 

A kiedyś nie wierzyłam, iż fitness może być jak narkotyk. Dziś już wiem, że wciąga i zdrowo uzależnia :)