Na gruzowisku zaufania nie zbudujesz, a nawet stodoły choćby wcześniej wznosił się tam wieżowiec uczuć...
Taki oto post na swoim wall'u na facebooku umieściła moja bliska przyjaciółka, która w ostatnim czasie doświadczyła zawirowań uczuciowych rodem z hollywoodzkiego filmu romantycznego.
Jego fabuła ma zazwyczaj następujący przebieg: sympatyczna dziewczyna z małego miasteczka przyjeżdża do wielkiego miasta w poszukiwaniu szczęścia. Jej decyzja o nagłej podróży zaś to swoista ucieczka przed rozczarowaniem miłosnym. I jak to była w amerykańskiej komedii romantycznej poznaje przystojnego i urokliwego mężczyznę, który sprawia, że w mig otula się miłością i zapomina o przykrościach, których doświadczyła. Oboje biorą ślub i żyją długo i szczęśliwie w scenerii wieżowców Nowego Yorku.
Brzmi pięknie i która z nas nie pragnęłaby takiego wynagrodzenia za wszystkie uczuciowe niepowodzenia? Ja bym chciała. Moja przyjaciółka pewnie też.
Niestety życie to nie hollywoodzki film. To raczej droga usłana kamieniami, które czasem ranią nas do krwi. Metafora dosadna, ale czyż zranione uczucia nie bolą bardziej, aniżeli prawdziwe naruszenie naszej powłoki cielesnej? Ale to nie kamienie są tematem moich dzisiejszych rozważań tylko zawiedzione emocje.
Jak to jest z tym wchodzeniem w więzi emocjonalne z drugim człowiekiem? Poznajemy kogoś i z czasem (nawet nie zauważamy kiedy) jesteśmy tak zżyci, iż dzień bez kontaktu zdaje się jakiś taki niepełny i jakby mniej wartościowy. Angażujemy się - najzwyczajniej w świecie dobrowolnie pozwalamy zamknąć się w emocjonalne kajdany. I co gorsze, nie wyobrażamy sobie życia bez nich! Ona (moja przyjaciółka) jeszcze niedawno przechodziła tę drogę i miała nadzieję, że to upojenie szczęściem, radość posiadania bliskiej osoby i wsparcie będą jej udziałem już na zawsze (no dobra, do końca świata - jej świata). I co się stało, że ZNOWU nie wyszło?
Dwie rzeczy - krótkie spodenki i trampki. Facet, który na początku zdawał się być niezwykle dojrzały, odpowiedzialny i zrównoważony okazał się małym chłopcem z procą w rękach. I pomimo dobijania do trzydziestki wcale nie ma zamiaru jej odłożyć! Czarował i emocjonalnie uwiązywał, obiecywał, a potem wolno wycofywał się z danych wcześniej obietnic. W końcu zapewniał, że przeszłość pozostawił za drzwiami. I owszem pozostawił za drzwiami, tylko że te drzwi były dalej otwarte, a przeszłość miała swój klucz. I w końcu nastąpił smutek, ból i poczucie zmarnowanego czasu. Nastąpiło też przejrzenie na oczy.
Tylko nadal boli i jakby ściska serce, tak bardzo, że czasem brakuje sił nawet na płacz.
Jak to mawiają czas leczy rany i na pewno uleczy i te, które zadał rzeczony chłopiec w trampkach. Mam nadzieję, że Nowy Rok 2013 będzie dla niej rokiem wydarzeń tej drugiej części hollywoodzkiego filmu romantycznego. Teraz czas na przystojnego i przede wszystkim PRAWDZIWEGO mężczyznę, który sprawi, że powróci zaufanie, a wraz z nim prawdziwa miłość. A ta z kolei wzniesie potężny wieżowiec uczuć, który stanie się symbolem potęgi miłości i wiary, że jednak można :)
niedziela, 30 grudnia 2012
sobota, 29 grudnia 2012
Nowe życie po końcu świata
Blogi. W sieci jest ich tysiące. Każdy inny i każdy wyjątkowy na swój sposób. Potrafią sprawić, że człowiek może zaczytać się na zapomnienie. I wszyscy tak chcą się zapomnieć - ci, którzy pielęgnują swoje blogi i liczą na rzesze wiernych fanów, a także ci, którzy pragną odnaleźć w sieci 'swój' pasjonujący kąt blogosfery, który codziennie wywoła silne pożądanie kliknięcia w świat liter składających się na myśli nieokiełznane. No dobra, przesadziłam. Myśli te nie mają być znowu takie nieokiełznane. Ich zadaniem jest znaleźć wspólne połączenie z myślami czytelnika. Mają wyjaśniać, poruszać, pytać i skłaniać do przemyśleń. W efekcie końcowym zaś zbudować ogląd rzeczywistości, który będzie współdzielony przez wiele myśli. To tyle w teorii. W praktyce jak wiemy wszystko może wyglądać zupełnie inaczej.
Wśród tysiąca blogów postanowiłam 'umieścić' i swój. I na razie usadwię go wygodnie tuż przed linią horyzontu blogosfery. Z czasem zobaczę czy będzie miał tyle siły (przebicia), aby przeć regularnie do przodu.
Chcę, aby był on przystankiem 'Przerwa' w mojej podroży zwanej życiem. Przystankiem i chwilą oddechu od codziennych (czasem szarych i nudnych) dni, przez które (jak każda kobieta) pędzę bez chwili wytchnienia. To właśnie przystanek 'Przerwa' pozwoli mi przekształcać moje kobiece przemyślenia w szeregi zdań, których zadaniem będzie przybliżyć zainteresowanym kobiecy ogląd rzeczywistości. Brzmi dość prosto. Niech to proste brzmienie jednak nikogo nie zwiedzie. W końcu kobieta potrafi przeanalizować każdą (nawet zdawałoby się) najprostszą rzecz i stworzyć z niej istny labirynt Fauna.
Mam również nadzieję, że mój przystanek 'Przerwa' z czasem stanie się też Waszym przystankiem 'Przerwa' :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)