Ileż ja się naczytałam psychologicznych i socjologicznych popełnień na temat łączenia się w pary. Zasada zdawała się być jedna - piękni lubią pięknych, natomiast tym mniej pozostaje już tylko wzajemne towarzystwo.
Atrakcyjność jest ważna. Nie czarujmy się więc, że jest inaczej. Bo nie jest. Wchodząc do knajpy pełnej samców każda z nas (oczywiście każda wolna, niewolna zrobi to dyskretniej) już od drzwi wejściowych rozejrzy się w celach wzrokowej selekcji testosteronu. Od wejścia zaczynamy tworzyć grupy, do których wrzucamy nieświadomych niczego panów, raz po praz płuczących usta w złotym trunku (albo i w niezłotym, ale to znowu nie jest takie ważne). Już po pierwszych sekundach wiemy - atrakcyjny, ten nie, atrakcyjny, tamten zwyczajny - od biedy mógłby być. Zdaje się być brutalne, ale czyż nie tak samo panowie selekcjonują (nas) kobiety?
Owszem, charakter jest ważny, ale charakter nie jest naklejony na naszej twarzy. Poznajemy go dopiero później, gdy wcześniej przekona nas już powierzchowność. No i oczywiście, czasem wygląd cud miód, który na pierwszy rzut oka sprawia, że nasze źrenice robią się wielkie (tak wielkie jak widok ciastka z kremem w środku diety), staje się niczym, gdy po bliższym poznaniu charakteru dostajemy obuchem w łeb.
No, ale takie ryzyko wpisane jest w pojęcie atrakcyjności. To już wiemy.
Atrakcyjność jest ważna. To też już napisałam, ale jak to jest z nią w realiach łączenia się w pary? Na piękną parę pięknie się patrzy. Ile razy słyszałyście/albo nawet same stwierdziłyście, że para znajomych/ czy też nieznajomych jest piękna (ona zgrabna jak łania o anielskiej urodzie, a on niczym boski Alvaro i spojrzeniu przeszywającym na wskroś, tak szybko, jak szybko paraliżuje jego uśmiech). Brzmi pięknie!
I takie jest. Piękne pary można spotkać często (i nie mam na myśli tu okładek plotkarskich pism), tak samo często, jak często spotkać można pary tych mniej urodziwych. Wtedy zazwyczaj pada stwierdzenie: pasują do siebie, są podobnej urody, dobrali się. Nie używamy określenia negatywnego (choć i takie czasem opuści nasze usta - ale to już naprawdę musi być para bardzo mniej), bo w końcu atrakcyjność jest pojęciem względnym. Ale na Boga! Przecież znamy osoby atrakcyjne, które są za takie uważane przez znaczną większość. Bo pewne cechy są powszechnie uważane za piękne - symetryczna twarz, gładka cera, zdrowe lśniące włosy, proporcjonalna sylwetka (i pewnie jeszcze kilka innych). Posiadacz atrakcyjnych cech to wielki szczęściarz, bowiem to on stoi na wygranej pozycji w atrakcyjnym wyścigu, w którym wszyscy bierzemy udział.
Tyle streszczenia z moich przeczytanych i zapamiętanych socjologiczno-psychologicznych wniosków.
A co jeśli on jest atrakcyjny, a ona (jakby) nie? To mnie dziwi niewyobrażalnie, gdyż (jeszcze) nie wymyśliłam (jakieś) teorii na ten temat. Takie sparowanie nie przestaje mnie zaskakiwać.
Co pociąga w sobie takie dwa różne bieguny piękna? Czyżby w tym przypadku charakter zagrał wcześniej miłosną melodię, aniżeli te kilka pierwszych sekund atrakcyjności?
Tego niestety nie wiem. Ale wiem jedno - widok takiej różnorodnej pary chyba jeszcze długo będzie mnie zadziwiał (albo przynajmniej do czasu, do kiedy nie poznam poszerzonej definicji atrakcyjności, w której zawarte są sensowne argumenty za sparowaniem dwóch tak różnych jednostek, w zakresie tej jednej ogólnie pożądanej cechy).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz