Takie zdanie padające z ust rodzicielki rozrywa skórę, przedziera się przez mięśnie i uderza w serce z szybkością kuli wystrzelonej z Barretta M82 przez wybornego snajpera, który ma jeden cel - zabić.
Sprawia, że w ułamku sekundy wykrwawiasz się emocjonalnie. Umierasz.
Masz ochotę płakać, krzyczeć, kopać. Rozpierdolić w drobny pył wszystko, co znajduje się w zasięgu Twoich rąk.
Zmarnowałaś, bo nie masz męża, nie masz dzieci, a jedyne, co posiadasz to chujowa praca. Twoje życie to farsa, codzienne żałosne cyrkowe wystąpienie, które w założeniu ma jakiś cel raptem przez osiem godzin dziennie. Cała reszta to marna egzystencja, która sprowadza się do litościwego funkcjonowania. Bo wracasz do rodzinnego domu, do swojego pokoju odziedziczonego po starszym bracie, którego życie już jakiś czas temu nabrało ojcowskiego sensu.
Cala reszta, która zajmuje Twój czas po ośmiu godzinach pracy nie ma znaczenia. Nie ma, bo nie mieści się w matczynej definicji rodziny. Bo to wszystko inne, to nie mąż i dzieci.
I choć wiesz, że poglądy dotyczące 'spełnionej' kobiety, które głosi Twoja matka to nic innego jak konserwatywne brednie, zaściankowy tok myślenia, który sprowadza kobietę do roli robota domowego i maszyny rodzącej, to czujesz jak rozrywa Ci wnętrzności każde matczyne zdanie podsumowujące Twoje dotychczasowe życie. Bo czymże innym, jak nie ciasnotą umysłu jest twierdzenie, iż niezmarnowanie sobie życia to założenie rodziny?
Czy ona, Twoja matka, spróbowała kiedykolwiek spojrzeć na tę kwestię szerzej?
Dzisiejsze czasy są inne, aniżeli 30 lat temu. Dziś ludzie nie wiążą się tylko po to, aby nie zmarnować sobie życia. Mieć te cholerne cztery ściany, a w nim człowieka, który czasem zdaje się być bardziej obcy, aniżeli sąsiad, z którym dzieliło ogrodzenie w dzieciństwie. Bo podjęta została decyzja o cudownej rodzinie po roku znajomości. I dopiero 'cudowna rodzina' otworzyła oczy i udowodniła, że decyzja była zbyt pochopna. Wówczas była pewność, że w ten sposób życie się nie zmarnuje. Tymczasem zaś życie marnuje się każdego dnia tuż po przebudzeniu. To cykliczna matnia zlewu pełnego brudnych naczyń, rozrzuconych zabawek, obrzyganych dziecięcych ubranek i syfu, którego czasem nie można opanować.
Nie każda z nas chce nie zmarnować sobie życia w wieku dwudziestu kilku lat. Bo albo nie czuje tego teraz, albo po prostu jej nie wychodzi. Ma prawo żyć po swojemu. Wypełniać sobie dzień czymś innym, aniżeli kawałkiem schabowego dla głodnego męża i stertą brudnych pampersów. Ma prawo też czekać na sprzyjające okoliczności ku niezmarnowaniu sobie życia.
W końcu ma też prawo do bycia nie zaszufladkowaną przez opiekuńcze matczyne macki i całą resztę rodzinnej gawiedzi.
Jest tyle praw ile kobiet i tyle samo powodów zmarnowania sobie przez nie życia. I to tylko kobieca sprawa, jakie są ku temu powody.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz